Trochę zamieszania, po części z powodu tej whiskey z colą, po części z powodu moich wszechobecnych niesnasek ze światem.
Przez whiskey nie poszłam na ćwiczenia z psychologii, a przez kłótnie- jutro wyjeżdżam na święta z ogromną niechęcią. Niechęć spotęgowana jest świadomością jutrzejszego spotkania dwóch mocnych charakterów- mocnej 57-latki i zblazowanej (przez tę whiskey no :P bo ja wolałam gin) 20-latki.
Edit:
Miażdżę samą siebie. Mam ścisk żołądka i nieprzyjemne uczucie lęku. Nie chcę sama jechać na ten śmierdzący, obleśny dworzec i wsiadać w ten zimny, niewygodny pociąg. A jeszcze bardziej nie chcę sama spędzać dzisiejszej nocy. Boże dopomóż, żeby jazda pociągiem po raz pierwszy w życiu sprawiła mi przyjemność, albo chociaż nie sprawiła nieprzyjemności. Już czuję ten ból karku, pupy, oczu i głowy. Tak bym chciała by chociaż raz nie jechał ze mną nikt kto natarł się rano czosnkiem, w celu cudownego uzdrowienia, nikt kto nie ma chęci opowiadania mi jakie są najlepsze sposoby usprawniania budowy dróg w Lublinie albo chociaż nikt kto chrapie przez sen.
Tak, tak, bez pomyłki, notkę poświęciłam mojej jutrzejszej 7-godzinnej podróży pociągiem na trasie Lublin-Poznań. Nakręcam się? Eeee tam.
Przytulinek ;-*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz